Nie padał wtedy deszcz w Cisnej, ostre wiosenne słońce operowało w najlepsze.
Smak się zaostrzał na bieszczadzkich pierogach zasmażanych, myśli uspokajały, snując się po aniołach, witrażach, białych serwetach, ogniu w kominku, drewnianych ławach.
Było ciepło - od jedzenia (słowo - strawa - zabrzmiałoby tu lepiej, ale nie przesadzajmy z "aranżacją" ;-) i uwolnionych od miejskiej codzienności, radosnych słów i rączych śmiechów.
Wzrok się wyostrzał, sunąc po nasłonecznionych stokach.
Powietrze (dwa lata temu jeszcze nie wiedziałam, że ostre, bo bezczelne) orzeźwiało i dodawało wyobraźni, na co dzień, zgnuśniałym miastem, płucom...
...
Wspominam znad oparu osssstrrrokrzewu, aaaa - chyba, że wolicie melisę, no i oczywiście nie zapominajcie o tym prawdziwym i bezpiecznym słońcu - witaminie D, z którymś tam numerkiem. Rzadko oglądam TV, ale możecie sprawdzić w reklamach ;-)
![]() |
Siekierezada w Cisnej |
![]() |
Łemkowyna w Cisnej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz