Jako się rzekło - niespiesznie - zaczynam tzw. bloga...
Dziennik był ładniejszą nazwą (byle nie ten telewizyjny ;-)). Dziennik drogi, dziennik myśli, dziennik nastrojów, dziennik wrażeń, "odwiedzonych" - wreszcie - marzeń (prawda, że to o podróży?)...
Każde miejsce ma swoje linie papilarne, niezbyt atrakcyjnie nazwane - "poziomicami". Każdy z nas też je posiada - niby podobne, a całkiem autonomiczne, co tam autonomiczne - suwerenne i niepodległe. Niepodlegające nawet systemom - takim, czy innym.
Nimi się poruszamy - to nasze szlaki - a gdy w jakiś magiczny sposób "dogadają" się z "papilarnymi" miejsca - staje się ono wówczas tym mitycznym, "naszym miejscem na ziemi".
Bywa, że decydujemy się na zawsze z nim związać - czasem, paradoksalnie, okazuje się, że jest to miejsce, które kiedyś opuściliśmy i po latach odkrywamy, że to właśnie tutaj powiewa nam z lekka, kojąca myśli, bryza...
Często miejsce takie odwiedzamy od czasu do czasu, żeby się ogrzać w jego, specjalnie dla nas "emitowanym" cieple i... ruszyć w poszukiwaniu kolejnych "naszych" znaków.
Ruch, energia, wrażenie, zatrzymanie się gdzieś nieopodal głównego szlaku.
Przystanek
Przystanki - same w sobie - bywają ciekawe i nie bez powodu stają się nawet głównymi bohaterami podróżniczych opowieści.
Siedząc sobie na ławeczce, można tylko (aż?) obserwować, można też nawiązać wyjątkową rozmowę. Tu przypomniał mi się z pozoru zwykły, tramwajowy przystanek, w pobliżu centrum M1 w Krakowie. Było to roku pańskiego... ;-) Nieeee, nie tak dawno temu, na kilka dni przed Wigilią.
Starszy Pan, który siedział na ławeczce, nagle zaintonował "Cichą noc"... Dołączył do niego kilkulatek i za chwilę już kilka osób otulało się w aksamitne ciepło kolędy, która miała okazję wybrzmieć tak, jak "powinna", czyli w ciemną, zimną i śnieżną noc :-)
Niespiesznie
Ten blog będzie niespieszną opowieścią o podróży, drodze, zaskoczeniach, obserwowaniach, plątaniach się po "tu, teraz, tam i kiedyś", z za dużą liczbą "didaskaliów", nieredagowanych (nadmiernie ;-)) wrażeń i niedoskonałych zdjęć...